Może to będzie zaskakujące (a może nie), ale pracę nad moją najnowszą książką „Skowyt wilka” zaczęłam… od tytułu. Zanim powstała fabuła, miałam już tytuł. Wiedziałam, że chcę napisać przerażający, trzymający w napięciu thriller. Zaczęłam zastanawiać się nad wszystkimi rzeczami, które powodują u mnie gęsią skórkę. Myślałam o dźwiękach, które sprawiają, że wzdrygam się ze strachu. Wtedy do głowy przyszedł mi skowyt wilka. Stwierdziłam, że to całkiem dobry pomysł na tytuł. I tak już zostało 🙂
Pomysł na fabułę
Jednak chwytliwy tytuł to nie wszystko. To historia i bohaterowie są najważniejsi — cały czas trwa dyskusja, co jest bardziej istotne. Pozostało mi obmyślić fabułę. Początek książki został zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Kilka lat temu dostałam pewną propozycję pracy. Jeżeli bym ją przyjęła, moje życie wywróciłoby się do góry nogami. Nowa praca wiązała się z przeprowadzką 400 km od Warszawy. Oferty nie przyjęłam, jednak nie przeszkodziło mi to zastanawiać się nad tym, co by było, gdyby moja decyzja była inna…
Postanowiłam, że bohaterka mojej nowej powieści też taką propozycję dostanie i w przeciwieństwie do mnie, ją przyjmie. Dalej, jak to bywa w powieściach, nie jest kolorowo 🙂
Kurs pisania
Z moim pomysłem udałam się na kurs pisania. Spotykaliśmy się w niewielkiej grupie i dyskutowaliśmy o pisaniu i o swoich tekstach. Zderzyłam swój pomysł z odbiorcami, z potencjalnymi czytelnikami. Prawdziwa zabawa zaczęła dopiero po kursie. Mozolna praca nad powieścią. Dopracowywanie fabuły, tworzenie bohaterów, budowanie napięcia, wymyślanie zagadek i układanie puzzli, tak by powieść składała się w całość. „Skowyt Wilka” stawał się prawdziwą książką.
Metoda karteczkowa
Przy pracy nad „Skowytem Wilka” po raz pierwszy zastosowałam metodę karteczkową. Co to takiego? Już opisywałam ten sposób pracy nad powieścią na blogu. Rozpisanie każdej sceny na osobnej karteczce, daje możliwość spojrzenia na książkę z lotu ptaka, zweryfikowanie scen i sprawdzenie, czy wszystko składa się w logiczną całość. Bardzo lubię ten moment w pracy nad książką. Wtedy czarno na białym widać, jak toczy się historia, które sceny są niepotrzebne, a które wymagają dopisania.
Dalej już była redakcja, poprawki i jeszcze raz redakcja 😉 Czasem mam wrażenie, że proces pisania to poprawianie, poprawianie i jeszcze raz poprawki 🙂
Wielki finał: „Skowyt wilka” w sprzedaży
A dziś z dumą mogę pokazać Wam efekt końcowy mojej pracy! Zachęcam do zapoznania się z opisem. Jeżeli Was zainteresuje, pozostaje tylko przeczytać!