„Boję się, że nie napiszę tak dobrze, jakbym chciała”.

„Boję się, że to co stworzę będzie beznadziejne”.

„Boje się, że ludzie mnie skrytykują”.

„Jeżeli mam coś zrobić źle, to lepiej w ogóle się za to nie zabierać”.

To tylko kilka przykładów myśli, które dopadają mnie z mniejszym lub większym natężeniem. Jeżeli także zmagasz się z tego typu lękami, to serdecznie polecam Ci przeczytać ten wpis do końca. Zwłaszcza ostatnia myśl jest w mojej ocenie bardzo niebezpieczna, bo odbiera nam możliwość przetestowania, czy coś jest dla nas, czy nie. Poza tym, jak zrobić coś w końcu dobrze, skoro nawet nie spróbujemy?

Kiedyś nie myślałam o sobie jak o perfekcjonistce. Ja i perfekcja? Wolne żarty! W moich oczach to co robiłam nigdy nie było idealne, nigdy nie było nawet bardzo dobre!

Dlaczego zmieniłam zdanie i zaczęłam przyglądać się swojemu perfekcjonizmowi? Właśnie przez tego wewnętrznego krytyka, który cały czas jest we mnie i dla którego nigdy nie jest dość dobrze.

Czym jest dla mnie perfekcjonizm?

Dla mnie perfekcjonizm objawia się w strachu. W strachu, który sprawia, że nie działam, nie próbuje, bo mnie paraliżuje. Boję się, że ktoś oceni źle moją pracę, że mnie skrytykuje, wyśmieje, powie, że powinnam lepiej robić coś innego bo na pisaniu książek nie zarobię (skąd się biorą ci znawcy rynku?!:))

Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, czego się boję, że to stary kumpel perfekcjonizm, który był ze mną od zawsze, lubi siadać mi na ramieniu i gadać mi do ucha, opowiadać o tych wszystkich strachach, na początku byłam przerażona.

Pomyślałam: czy już zawsze tak będzie? Czy zawsze będę się bała?

Z pomocą w znalezieniu odpowiedzi przyszła mi Elizabeth Gilbert. W książce pod tytułem “Wielka Magia” w obrazowy sposób przedstawiła strach jako pasażera w naszej podróży,  w którą się wybieramy, kiedy tworzymy coś kreatywnego. Strach towarzyszy nam w tej drodze, jednak nie możemy nie zabrać go ze sobą. To tak podstawowe, pierwotne uczucie, że nie możemy, ot tak, o nim zapomnieć.

To, co możemy zrobić, to dopilnować by strach towarzyszył nam w tej podróży na siedzeniu pasażera. Najlepiej z tyłu, żeby nie kusiło go przejęcie sterów. To my trzymamy kierownice i to my rządzimy w tej kreatywnej przejażdżce ale nie możemy zostawić strachu na poboczu.

Nie spodobała mi się ta wizja. Czułam ogromny dyskomfort w związku z moimi strachami. Nie chciałam bać się za każdym razem, kiedy siadam do pisania, kiedy chcę stworzyć coś kreatywnego, coś większego.

Wtedy z pomocą przyszła mi Brene Brown. W jej książce “Dary niedoskonałości” przeczytałam, że można się bać i jednocześnie być bardzo odważnym.

No tak! Eureka! Czy to nie jest to, co robię niemal całe życie? Wystawiam się na ocenę, choć panicznie się jej boję. Piszę i publikuję książki, choć boję się, że ktoś mnie skrytykuje. Zachowuje się asertywnie, choć zawsze obawiałam się odmawiać!

Boję się i robię. Boję się i działam. To naprawdę wymaga odwagi.

“Zrobione jest lepsze od doskonałego” nie musi oznaczać kiepskiej jakości

W skrajnych przypadkach perfekcjonizm sprawia, że nawet nie zaczynamy tego, co chcielibyśmy zrobić, nawet nie próbujemy. Po prostu sama perspektywa tego, że to co zrobimy nie będzie idealne, ba, może nawet przez kogoś być uznane za słabe, jest tak paraliżująca i powoduje taki dyskomfort, że porzucamy starania.

Faktycznie, ktoś może się ze mną nie zgodzić. Gusta są różne i zawsze ktoś może uznać moją pracę za najgorszą na świecie. No i co z tego?

Mogę pracować ciężej, dłużej, łudzić się tym, że wreszcie wypuszczę coś zbliżonego do perfekcji, tylko po co? I tak znajdzie się ktoś, kto będzie niezadowolony. To więcej niż pewne.

Czy warto rezygnować skoro to, co robisz nigdy nie będzie perfekcyjne? Uważam że nie, bo pozbawiamy się w tym momencie wszystkich osiągnięć i nabytego w procesie doświadczenia. Ja pozbawiłabym siebie kilku powieści, kilkunastu opowiadań i jednego wiersza (oprócz tuzina tych, które nadal trzymam w szufladzie).

Strach ma wielkie oczy

No dobrze, jednak strach nie mija od tych wszystkich rozmyślań. Czasem jest większy, czasem mniejszy ale jest. Co robię, żeby jednak wyruszać w te kreatywne podróże, pisać książki ze strachem na tylnym siedzeniu pasażera?

Odwracam jego uwagę. Mówię: Chodź St(r)achu, napijemy się herbatki, pyszną zrobiłam owocową, co smakuje Ci? No pewnie, bo ja robiłam! Pij, pij St(r)achu, a ja w tym czasie otworzę plik z tekstem…

Zanim się obejrzymy, pędzimy autostradą kreatywności 🙂

Jasne, pewnie ktoś (na przykład ja, bo sama dla siebie jestem najgorszym krytykiem) mógłby stwierdzić, eee co to za oszustwa. Oszukujesz samą sobie. Powinnaś bez problemu siadać do pisania, nie bać się, ale skupić na robocie, a nie jakieś sposoby na samą siebie wymyślasz.

Cóż, na razie nie znalazłam innego sposobu, wiec skoro ten działa, zostanę przy nim 🙂 przynajmniej nie stoję na parkingu z silnikiem na chodzie.