Jak często zdarza Ci się myśleć, że zmarnowałeś dzień, albo cały weekend, bo nie zrobiłeś nic konstruktywnego albo nic co sobie zaplanowałeś? Czy zdarzyło Ci się wyrzucać sobie, że podczas gdy Ty spałeś albo oglądałeś serial, inni pracowali, zarabiali pieniądze, albo spędzali urlop w super odjechanym, egzotycznym miejscu? Jeśli miałeś tak chociaż raz, to czytaj dalej.
Postanowiłam napisać ten wpis, ponieważ bardzo dobrze znam uczucie marnowania czasu. Bardzo często wyrzucam sobie, że zamiast pisać kolejne rozdziały, albo blogowe posty, oglądam seriale, czytam książki, albo śpię. Potem walczę z wyrzutami sumienia, bo przecież czasu nie cofnę, „zmarnowałam” ten czas, który mogłam poświęcić na zrobienie czegoś wartościowego.
Jak zatem walczyć z poczuciem marnowania czasu?
Pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie jak źle takie myślenie na nas wpływa. Spójrzmy z dystansu na całą sytuację, z pozycji osoby trzeciej. Takie myślenie dołuje nas i wcale nie powoduje, że z entuzjazmem bierzemy się do pracy. Zbyt często fiksujemy się na tym, co pokazują nasi znajomi w social media i wyrzucamy sobie, że nie robimy tylu fascynujących rzeczy, co ludzie na facebook’u czy instagramie. Prawda jest jednak taka, że porównujemy siebie do „wszystkich” znajomych, którzy akurat wrzucają zdjęcia z wakacji. Pomyśl, jeżeli masz 400 znajomych na facebook’u, niech jedynie 50% pochwali się zdjęciami z urlopu, a na Twoim wall’u pojawią się zdjęcia z 200 różnych miejsc, podczas gdy Ty byłeś na urlopie raz, może dwa razy w roku. Sam widzisz, że takie porównanie jest bezsensowne!
Kluczem jest nabranie dystansu do tego co robią i MÓWIĄ, że robią inni.
A co jeśli sami jesteśmy dla siebie największym wrogiem? Często nasze wygórowane oczekiwania wobec siebie sprawiają, że marnotrawstwem czasu staje się dla nas sen, relaks, czy odpoczynek, bo przecież w tym czasie moglibyśmy uczyć się nowego języka, zaliczać kolejne kursy, czy rozwijać biznesy, pracując jednocześnie na etacie.
Kluczem do poradzenia sobie w takiej sytuacji jest spojrzenie wnikliwie w swoje myśli oraz nastawienie. Za każdym razem gdy pojawia się wyrzut sumienia, że marnujemy czas idąc wcześnie spać, albo relaksując się przy ulubionym serialu, czy grze komputerowej, zadajmy sobie pytanie, czy naprawdę marnujemy czas, czy jest to w pełni uzasadnione. Nie możemy zapominać przecież, że odpoczynek jest nam potrzebny! Życie to sztuka kompromisu na każdym kroku.
Bez odpowiedniej ilości snu i odpoczynku nie będziemy w stanie dokonać nawet ułamka z tego, o czym marzymy i nie osiągniemy celów, które przed sobą stawiamy.
Piszę ten post na podstawie mojego doświadczenia z radzeniem sobie z poczuciem marnowania czasu i wyrzutami sumienia, które dopadają mnie gdy odpoczywam. Zawsze w takich momentach staram się spojrzeć z dystansu na całą sytuację i wybadać moje nastawienie. Czy naprawdę, ale tak NAPRAWDĘ nie należy mi się solidny odpoczynek po całym dniu pracy? I czy naprawdę jest sens dokładać sobie wyniszczające i dołujące wyrzuty sumienia, bo nie mam siły robić spektakularnych rzeczy, które sobie zaplanowałam?
Nie raz miałam wyrzuty sumienia. Dawniej dużo mocniej. Popołudniowa drzemka dla mnie nie istniała – mogłam chwiać się na nogach ze szparkami zamiast oczu, ale spać nie poszłam, bo „przecież to marnowanie czasu”. I tak siedziałam ledwo żywa, wmawiając sobie że coś robię.
Nie zwracałam uwagi na sygnały mojego ciała. Miesiączka? Cóż z tego, że mam gdzieś o połowę zmniejszone możliwości fizyczne? „Muszę, bo się uduszę”. I pracowałam fizycznie, ignorując fakt, że mogę sobie tym zagrażać. Choroba? A co to takiego? Zagłuszę się tabletkami i mogę działać dalej…
Dopiero mój mąż mnie nauczył, że tak się nie da, że ten czas w którym niby coś robię zamiast odpocząć jest naprawdę bardzo nieproduktywny.
Wyrzuty sumienia miałam zawsze – gdy pisałam, a się nie uczyłam, dołowałam się tym, że przez moje „lenistwo” będzie zła ocena, gdy się uczyłam zamiast pisać, dołowałam się, że nic nie stworzyłam. A gdy sobie zagrałam w jakąś grę – o, matko! To już całą noc nie spałam.
Co to był za odpoczynek, gdy ciągle byłam zestresowana nicnierobieniem? Nijaki.
Potem przyszedł czas odpracowania całej tej „pracy” – rozleniwiłam się kompletnie. Oddawałam sobie te wszystkie lata i momenty, w których powinnam odpocząć, a nie odpoczywałam. Tygodnie nic nie robienia. Nic mnie nie ruszało – bałagan w domu, pustka na kartce. Odpoczywałam.
Teraz uczę się to równoważyć i czerpać przyjemność zarówno z pracy jak i odpoczynku. Są dni, w których nie ruszę palcem, a są takie, gdzie mnie roznosi energia i chęć działania. Nauczyłam się to akceptować i żyć w zgodzie z moim ciałem.
Kiedy człowiek jest zmęczony, nie jest produktywny. Lepiej pójść spać na godzinkę niż się tak męczyć. Po tej godzince odpoczynku wchodzimy w życie z nową energią.
Natalia, dziękuję za podzielenie się! Twoja historia pokazuje, że równowaga jest naprawdę potrzebna w życiu. Nie można przesadzać w żadną stronę 🙂